gosiaczkowo
To ja w ogóle na to nie zwróciłem uwagi, wątpię żeby wiele osób na kwasie (piszę cały czas "kwas" a to co brałem nim nie było, bo 25I to PEA ) było zdolnych to dostrzec, zwłaszcza że zmienia on mocno stan umysłu. Ja to bym w ogóle bardziej szedł ku temu, że na kwasie widzisz właśnie wyraźniejszą rzeczywistość, której normalnie nie dostrzeżesz przez to, że wzrok się "oszczędza".Dwa pytania :
1) Wiem, dlaczego ja mogłem nic nie dostrzec - dwukrotnie brałem papierek w swoim pokoju w dzień - brak ciemności i nowych miejsc, a mózg po prostu dobitnie zna mój własny dom więc raczej nie miałem większych szans tego rozpoznać - dobrze myślę? ;d
2) Ty twierdzisz, że to co widzisz na kwasie to są zawsze halucynacje? W ogóle nie widzę rzeczywistości albo ona jest mocno zamglona? To jakbym pojechał w nowe miejsce, wziął kwas i "otworzył oczy" to byłby chyba niezły cyrk?
incestus napisał: Sama wiedza, że percepcja po kwasie jest w całości sztuczna powoduje zupełne wyzwolenie halucynacji.
Skoro mam już tą wiedzę to co to dla mnie będzie oznaczać na kwasie? xd
Dokładnie tak jak mówisz - bez ciemności halucynacje są niepozorne. Ale wystarczy, że zbliżysz jakiś element cm przed oczy - rozszerzone źrenice są kompletnie ślepe z tej odległości. Nawet w jasności zobaczysz dziwnie gładką skórę, symbole na dłoni, albo nawet robaczki
Jak pierwszy raz brałem, to też myślałem, że wzrok się wyostrza. Ale potem zauważyłem, że moja dłoń przed nosem jest tak samo ostra jak drzewo na horyzoncie, i że o 8.00 rano jest jasno tak samo jak o 3.00 w nocy. Kiedy trafiło do mnie, że taki wzrok może istnieć tylko w science fiction, teatr percepcji pękł i zaczął pokazywać coraz bardziej niesamowite rzeczy, tak jak we śnie. Te doświadczenie było naprawdę niesamowite, jak bym odkrył zaginioną arkę - wszystko co widzimy to obrazy, które przetworzona percepcja każe nam widzieć!
Poza tym, wzrok sie nie oszczędza, nie ma nic bardziej męczącego niż spacer po LSD w nocy.
Po LSD wyłącza się świadomy odbiór wzroku. Gdyby jednak pozostał świadomy ( bez halucynacji ) to widziałbyś świat nadmiernie jasny, rozmazany tym bardziej im bliższy przedmiot, bo tak się widzi z rozszerzonymi źrenicami. To nie jest zupełna ślepota, dlatego halucynacje które mózg prezentuje nie odbiegają tak bardzo od realnych spostrzeżeń, diabeł tkwi jedynie w szczegółach. Gdyby cię wywieziono z zamkniętymi oczami do zupełnie nowego miejsca w mocnej ciemności - to wtedy by był dopiero ostry cyrk, zapewniam, coś w stylu kolorowego morza zimnych płomieni wypełnionego zwierzętami
incestus napisał: Dokładnie tak jak mówisz - bez ciemności halucynacje są niepozorne. Ale wystarczy, że zbliżysz jakiś element cm przed oczy - rozszerzone źrenice są kompletnie ślepe z tej odległości. Nawet w jasności zobaczysz dziwnie gładką skórę, symbole na dłoni, albo nawet robaczki
A to to wiem, jak mama podawała mi miskę z zupą to miałem problemy z chwyceniem jej - nie byłem w stanie dokładnie określić, gdzie w przestrzeni ona się znajduje. Poza tym były różne inne wydarzenia tego typu ale podpinałem to pod "zaburzenia przestrzeni", której się spodziewałem.
incestus napisał:
Jak pierwszy raz brałem, to też myślałem, że wzrok się wyostrza. Ale potem zauważyłem, że moja dłoń przed nosem jest tak samo ostra jak drzewo na horyzoncie, i że o 8.00 rano jest jasno tak samo jak o 3.00 w nocy.
To takie rzeczy też mi się działu ale to również tłumaczyłem zaburzeniami czasoprzestrzennymi, przez co nie gdybałem nad tym. A "ulepszenie" obrazu tłumaczyłem właśnie tym, że PEA mi po prostu na prawdę "otworzyła oczy" które na co dzień - bez takich substancji - się "oszczędzają".
incestus napisał: Kiedy trafiło do mnie, że taki wzrok może istnieć tylko w science fiction, teatr percepcji pękł i zaczął pokazywać coraz bardziej niesamowite rzeczy, tak jak we śnie. Te doświadczenie było naprawdę niesamowite, jak bym odkrył zaginioną arkę - wszystko co widzimy to obrazy, które przetworzona percepcja każe nam widzieć!
To o percepcji to już wiem bo o tym czytałem - praktycznie cały czas widzimy iluzję którą serwują nam nasze zmysły i bodźce, ogółem właśnie percepcja.
incestus napisał:
Poza tym, wzrok sie nie oszczędza, nie ma nic bardziej męczącego niż spacer po LSD w nocy.
Mi chodziło o to, że wzrok się oszczędza na co dzień, gdy nie jesteś pod wpływem takich środków
incestus napisał: Gdyby cię wywieziono z zamkniętymi oczami do zupełnie nowego miejsca w mocnej ciemności - to wtedy by był dopiero ostry cyrk, zapewniam, coś w stylu kolorowego morza zimnych płomieni wypełnionego zwierzętami
O, czyli słusznie zakładałem - to byłoby ciekawe doświadczenie.
Gdzieś o tym czytałeś? Też bym chętnie to przestudiował bo szczerze mówiąc pierwszy raz słyszę, że wszystko co widzimy na psychodelikach to halucynacje
A może to nie były halucynacje tylko rzeczywistość, ale nastawiłeś się na to, że tak zajebisty zmysł wzroku być nie może i "otworzyłeś" się jakoś na prawdziwe halucynacje tym sposobem
dnia Wto 16:21, 16 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
Brałem trzy razy, to zawsze były te dziwnie idealne kolory i ostrość, określałem to jako " widzenie jednym okiem ". Dopiero za czwartym razem zrozumiałem dlaczego porównałem to wtedy do monoskopowego widzenia - z każdej odległości jednakowo wyraźne przedmioty, patrząc na przedmiot bliski, ten w oddali nie rozdwaja się, i na odwrót - to musiało oznaczać, że zawsze halucynowałem, tylko o tym nie wiedziałem. No ale wyjdź sobie po kwasie w nocy, to sam zobaczysz - nigdzie o tym nie czytałem
incestus napisał: Brałem trzy razy, to zawsze były te dziwnie idealne kolory i ostrość, określałem to jako " widzenie jednym okiem ". Dopiero za czwartym razem zrozumiałem dlaczego porównałem to wtedy do monoskopowego widzenia - z każdej odległości jednakowo wyraźne przedmioty, patrząc na przedmiot bliski, ten w oddali nie rozdwaja się, i na odwrót - to musiało oznaczać, że zawsze halucynowałem, tylko o tym nie wiedziałem.
Ja gdybym to wtedy zobaczył to znowu podpisałbym to pod "znaczne wyostrzenie wzroku" czy "zaburzenia czasoprzestrzenne". Ty spojrzałeś na to z innej, bardziej krytycznej strony - rzeczywistość wydała ci się zbyt realna i idealna, by być prawdziwa
Po uświadomieniu sobie tego zaczęły pojawiać się dodatkowe halucynacje? A jak ze świadomością - nic na tym nie straciła? To o czym piszesz przypomina mi... świadomy sen na jawie. Tylko tu dla bezpieczeństwa wymagany byłby wysoki poziom świadomości, bo utracenie świadomości mogłoby się źle skończyć...
Choć z drugiej strony takie substancje zwykle wyostrzają świadomość. Lecz tak czy siak - jak u ciebie z nią było po tym, jak "uświadomiłeś" się, że to iluzja? I co się wtedy zmieniło w otoczeniu, jakie napływały halucynacje?
incestus napisał: No ale wyjdź sobie po kwasie w nocy, to sam zobaczysz - nigdzie o tym nie czytałem
Jeszcze na tyle nie zgłupiałem, zaraz by się jakieś agresywne tępaki doczepiły Szkoda, że nie mieszkam w jakimś spokojnym, małym miasteczku. Okolice centrum Sosnowca to złe miejsce na takie eskapady
Swoją drogą DMT tworzy coś podobnego do tego, o czym mówisz, ale ma ogromną moc w porównaniu do nawet kwasów, PEA czy im podobnych więc potrafi kształtować własną "rzeczywistość" i stworzyć w niej twoją projekcję.
Jestem przekonany, że to nie były dodatkowe halucynacje - otoczenie pozostało bez zmian, z tym że im bardziej się zbliżałem, tym coraz dziwaczniejsze szczegóły widziałem. To chodziło o nagłą zmianę nastawienia - kiedy mówisz sobie, że wszystko jest fałszywe, wtedy umysł rozumie, że nie ma prawa wiedzieć co się gdzie znajduje i w treści halucynacji, zamiast możliwych do zaistnienia rzeczy, pojawiają się takie, które kształtem czy dźwiękiem kojarzą się z ledwo widocznym terenem, przy czym najwyraźniej kolor dla mózgu nie ma znaczenia. W cieniu drzewa okazało się być gniazdo rozżarzonych jak węgiel robaków, chodziły po mnie i tylko reakcja towarzystwa przekonywała mnie o ich nierealności, bo w każdym szczególe były dopracowane, tak jak cały obraz właśnie. Gdzieniegdzie umysł interpretował części otoczenia jako akwaria z kolorowymi rybami, młócące stosy monet, syczące węże, itp.
Świadomość była zaburzona tylko w pierwszej fazie halucynacji, ciężko było się ze mną porozumieć i gorzej pamiętam, ale pozostałe 6 godzin halucynowałem w pełni świadomy.
Postanowiłem odświeżyć temat by z ciekawości zadać ci pytanie, Incestus.
1) LD
2) Psychodelik wzięty nad jeziorkiem obok wodospadów i przyjemnej trawki, wśród natury.
Co byś wybrał? Oczywiście szczerze
Rzecz jasna nie chodzi tutaj o niesamowicie potężne DMT które oczywiście deklasuje LD, ale coś w stylu LSD.
dnia Śro 13:37, 24 Lip 2013, w całości zmieniany 2 razy
Już nie tak często tu bywam
LD, ale nie każde. Tylko jedne na 30 LD jest wizyjne, nieprzewidywalne, drobiazgowe, halucynacje popsychodeliczne są żałosną namiastką samego klimatu takiego LD, chociaż zdecydowanie trwalsze. Poczytaj sobie mój notatnik na i-senie, to może poczujesz o co mi chodzi
Coś słaby ten psychodelik w takim razie chyba brałeś, bo w nim chodzi bardziej o niesamowity stan umysłu niż halucynacje
Rozpłynięcie się ego (nawet nie całkowite) z zanikami czasoprzestrzeni jest mistrzostwem
Skoro pytasz o porównanie do snu, to sądziłem, że chodzi ci o samą percepcję. Halucynacje są piękne i trwałe, nawet bardziej skomplikowane i lepszej jakości niż senne, ale nie nie są w stanie wytworzyć przestworzy omamów - w LD trójwymiarowość i dal daje największe wrażenia.
Chociaż dzisiaj śniło mi się, że wizualizuję nieskończenie kosmicznie wielkie chmury deszczowe nad morzem i w tym śnie rozpaczałem, co ja wyprawiam ze swoim życiem, powinienem wrócić w to miejsce i zamieszkać tam a nie ganiać za pieniędzmi bez czasu na spojrzenie w górę nawet. Po perzebudzeniu moje odczucia co do krajobrazu nie zmienił się, ale dopiero zdałem sobie sprawę, że takie miejsce nie istnieje, i takie widoki są możliwe tylko we śnie.
Rozpłynięcie się ego z zanikami czasoprzestrzeni?? To brzmi jak skomplikowanie powiedziana ekstremalna błogość i wolność - masz wyjebane na swoją dumę i rolę, zapominasz o wszelkiej przeszłości i planach, widzisz swoją jedność z otoczeniem, wiesz, że jesteś w dobrym miejscu i dobrym czasie, dopiero zdajesz sobie sprawę, że do tej pory musiałeś czuć się zestresowany, skoro odczuwasz teraz dziwną ulgę.
Ten stan umysłu to nie inny stan świadomości, tylko " swoboda ". Przyjemny, ale to w zaburzeniach percepcji jestem zakochany
incestus napisał: Skoro pytasz o porównanie do snu, to sądziłem, że chodzi ci o samą percepcję.
Chodziło mi ogólnie o to, co tobie się bardziej podoba
incestus napisał:
Rozpłynięcie się ego z zanikami czasoprzestrzeni?? To brzmi jak skomplikowanie powiedziana ekstremalna błogość i wolność - masz wyjebane na swoją dumę i rolę, zapominasz o wszelkiej przeszłości i planach, widzisz swoją jedność z otoczeniem, wiesz, że jesteś w dobrym miejscu i dobrym czasie, dopiero zdajesz sobie sprawę, że do tej pory musiałeś czuć się zestresowany, skoro odczuwasz teraz dziwną ulgę.
Przez zaburzenie przestrzeni rozumiałem niepewność co do umiejscowienia czegokolwiek, niepoprawnie odbieraną odległość. Czas też zanika, rozpływa się i powstaje skupienie na "Tu i Teraz". Tracisz swoje "ja", swoje plany, marzenia, pragnienia, zamartwianie się przyszłością, rozpamiętywanie przeszłości, widzisz ich powierzchowność. Zajebiste odczucie
Według mnie LD po prostu służy do czegoś innego, inaczej się je odczuwa "mentalnie". Psychodeliki to przede wszystkim stan mentalny wsparty wizjami i fizycznym "rozpływaniem" się - gdy robisz to mentalnie, ciało fizyczne podążą za tym uczuciem i "stapiasz się" również w fizycznej kwestii Pod wpływem doznałem największego uczucia relaksu i błogości (zarówno psychicznej, jak i fizycznej) w swojej historii
Ja tam akurat twierdzę, że ta " mentalna " komponenta psychodelików to zwykłe potężne działanie trankwilizujące, niewiele różniące się od heroinowego i benzodiazepinowego. Nie radzę wkręcać się, że dzięki temu człowiek coś odkrywa, staje się oświecony - po prostu każdy człowiek doświadcza stałego bólu istnienia, który każe mu iść do przodu i nigdy nie zostanie zaspokojony, a narkotyki ten naturalny ból tłumią. To on każe ciągle obliczać różnicę między teraźniejszością a przyszłością, gdyby nie ten stały stres, nie istniałaby żadna ambicja, świat stał by w miejscu. Dobrze jest to zauważyć, ale niedobrze się od niego odżegnać.
Znacznie bardziej fascynująca jest komponenta twórcza psychodelików, tylko ona jest powodem, dla którego szamani psychodeliki wyświęcają. Podziw jaki można uzyskać obserwując halucynacje jest wielokrotnie silniejszy od błogości pod wpływem. Dlatego dużo bliższy jestem tezy, że psychodeliki to przede wszystkim wizje. Podaj mi maila na PW to wyślę ci samobadanie psychiatryczne po LSD .
[quote="incestus"]Ja tam akurat twierdzę, że ta " mentalna " komponenta psychodelików to zwykłe potężne działanie trankwilizujące, niewiele różniące się od heroinowego i benzodiazepinowego./quote]
To już wiem dlaczego heroina tak mocno uzależnia psychicznie. Bez dodatkowych efektów, np. właśnie wizualnych i zaburzeń przestrzeni nic by nie stało na przeszkodzie aby chcieć go osiągać jak najczęściej
incestus napisał: Nie radzę wkręcać się, że dzięki temu człowiek coś odkrywa, staje się oświecony
Nie śmiałbym tego porównać do oświecenia.
incestus napisał: po prostu każdy człowiek doświadcza stałego bólu istnienia, który każe mu iść do przodu i nigdy nie zostanie zaspokojony, a narkotyki ten naturalny ból tłumią. To on każe ciągle obliczać różnicę między teraźniejszością a przyszłością, gdyby nie ten stały stres, nie istniałaby żadna ambicja, świat stał by w miejscu. Dobrze jest to zauważyć, ale niedobrze się od niego odżegnać.
Medytacja podobno powoduje podobne przebywanie w "Tu i Teraz", a więc także dzięki niej dałoby się zauważyć ten "naturalny ból" i go znieść, stać "obok" i go biernie obserwować. Dlatego medytacja tak bardzo zmienia ludzi, a mimo to - "świat medytujących" w miejscu nie stoi Choć to pewnie przez to, że medytacja uczy także innych wartości, przede wszystkim nie lgnięcia do przyjemnych stanów i nie trzymania się ich kurczowo. Ale o "Tu i Teraz" słyszałem często, zobacz dwa przykłady :
http://www.youtube.com/watch?v=Tf8PUAG2aYU
http://www.youtube.com/watch?v=HNkMTwFGTpA
incestus napisał:
Znacznie bardziej fascynująca jest komponenta twórcza psychodelików, tylko ona jest powodem, dla którego szamani psychodeliki wyświęcają. Podziw jaki można uzyskać obserwując halucynacje jest wielokrotnie silniejszy od błogości pod wpływem. Dlatego dużo bliższy jestem tezy, że psychodeliki to przede wszystkim wizje.
Pewnie masz rację. Ale nie powiedział bym, że "przede wszystkim wizję". Bliżej byłbym tego, że oba są równie ważne i się uzupełniają - i stan mentalny który wywołują psychodeliki, i wizje.
Ja się tym zafascynowałem pewnie dlatego gdyż to był najprzyjemniejszy moment jakiego doznałem w życiu - nie pamiętam niczego przyjemniejszego. Dlatego pewnie zawyżam jego wartość, obiektywnie, a zwłaszcza po wielokrotnym użytku, to wizje są faktycznie cenniejsze a przynajmniej - równie cenne. Za pierwszym razem, a nawet kilkoma następnymi, moim zdaniem stan mentalny jest dużo przyjemniejszy od samych wizji. Jak będę brał fenkę / kwas / grzyby po raz 50 to pewnie dużo większą wagę przywiążę do wizji.
Tak swoją drogą to chętnie porównałbym tą błogość do... orgazmu. Nie wiem czy pamiętasz, lecz ja sam nie mam za bardzo możliwości tego sprawdzić, ale ty pewnie masz porównanie? Jak to wygląda? Bo może odkryłbym czemu te popędy są tak cenne dla ludzi, heh.
incestus napisał: Podaj mi maila na PW to wyślę ci samobadanie psychiatryczne po LSD .
Zaraz pójdzie na PW
O nie orgazm to zupełnie inne grupa odczuć. Uniesienie seksualne to krótkotrwała ekstaza pomieszana z ulgą. O ile błogość po LSD można porównać do siedzenia w idealnie wygodnym fotelu w idealnej temperaturze, to orgazm byłby napiciem się lodowatego piwa po tygodniu nie picia niczego w upał.